wtorek, 29 stycznia 2013

Floslek na ratunek

Pogode mamy tu jaka mamy, dopiero padal snieg, zaraz temperatury jak na wiosne, niestety nie sprzyja to mojej skorze, ktora jest jeszcze bardziej kaprysna niz angielska pogoda.
W niedziele po przyjsciu z kosciola musialam natychmiast zmyc makijaz bo twarz piekla mnie ogniem. Mialam juz w planach mieszanie maseczki z Bielendy (jest super ale strasznie duzo z nia zamieszania; wszedzie rozsypany proszek, caly zlew zapchany kawalkami maseczki zerwanymi z twarzy), ale siegajac po nia zachaczylam reka o czerwone kartonowe opakowanie z Floskeku. Okazalo sie ze to zel/maseczka do skory z problemami naczynkowymi, nie zastanawiajac sie dlugo, z czystego lenistwa nalozylam ja na twarz i od razu sie przestraszylam gdyz mimo ze byla bardzo zimna-chlodzila to skora zaczela mnie piec.
Pieczenie trwalo moze minute-dwie, potem czulam tylko ulge.
Moja skora jest bardzo wrazliwa, naczynkowa, przesuszona i na dodatek tlusta w strefieT, wiec mam nie lichy problem z jej pielegnacja, maseczek kojacych probowalam juz naprawde duzo
ale ta dziala! naprawde dziala.
Producet zaleca stosowanie tej maseczki rano i wieczorem, zaleca nakladanie niewielkiej ilosci na oczyszczona skore twarzy i pozostawic do calkowitego wchloniecia. Z mojego doswiadczenia (5 razy) maseczka dziala lepiej gdy nalozy sie jej grubsza warstwe, jesli ktos wychodzi i musi nalozyc krem lub/i makijaz to radze zmyc maseczke bo sie  nie wchlania calkowicie i roluje.
Jetem bardzo zadowolona z tej maseczki i mam nadzieje ze bede miala jescze okazje do jej kupienia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz