MOJE PIERWSZE PEDZLE.
Chyba nie ma w swiecie kosmetycznym tak bardzo potrzebnego produktu jak wlasnie pedzle, lubie ich miekki dotyk na skorze.
Pamietam moj pierwszy cien do powiek; tata kupil dla mnie i dla mamy na Dzien Kobiet, obie bylysmy chore i lezalysmy w lozku, i choc byl w okropnym oblednie blekitnym kolorze mialam go bardzo dlugo, i byl dla mnie bardzo wazny; oznaczal uchylenie dzwi do swiata doroslych, do kobiecosci.
Ile mialam wtedy lat, jedenascie, moze dwanascie? Od tamtej pory zaczelam sie interesowac kosmetykami. Mama kupowala mi owocowe blydzczyki do ust, jakies perfumki "Byc moze", ale na tusz do ktorego sie plulo nie moglam sie zdecydowac i dopiero kiedy pokazaly sie pierwsze maskary, odwazylam sie ich uzyc. Moja pierwsza byla o ile sie nie myle z Constance Caroll
Wrocmy jednak do pedzli, dopiero od kilku-kilkunastu lat mamy na rynku ich pod dostatkiem, wczesniej byly pacynki do cieni, a podklad nakladalo sie palcami. I tez bylo dobrze:)
Moje pierwsze pedzle, to tak jak pomadki ktore tu juz pokazalam byly gratisami przy zakupie kosmetykow do twarzy. Nie byly spektakularnej jakosci, ale kilka bylo niezlych, wlasnie te lepsze juz dawno sie zuzyly i je wyrzucilam, ale zostalo jezcze kilka w kuferku w ktorym kiedys trzymalam kosmetyki do makijazu (miedzy innymi dlatego mam wciaz tyle bardzo starych kosmetykow, bo lezaly w kuferku do ktorego nie zagladam czesto ).
Estee Lauder, Clinique, Arden, troche mi posluzyly a teraz wyladuja na smietniku, troche mi szkoda bo to moja historia kosmetyczna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz